|
 |
Wyszukiwarka |
 |
 |
Umożliwia wyszukanie informacji na naszych stronach. |
|
 |
|
|
|
 |
O stronie |
 |
|
 |
Kilka ciekawych i pomocnych odnośników |
 |
|
|
|
 |

|
Nasza witryna znajduje siÄ™ na serwerze firmy:
|
 |
 |
|
|
|
|
|
|
Wyprawy Rowerowe i kilkudniowe wyjazdy, rajdy i zloty
Belgia 2004
16.07.2004 piÄ…tek
Po kilkunastogodzinnej podróży samochodem przez Niemcy docieramy w końcu do Hasselt w Belgii.
Wita nas słońce za którym tak bardzo tęskniliśmy w Polsce. Organizatorzy zlotu prowadzą nas na pole namiotowe i wskazują miejsce na rozbicie namiotu. Obok są już Polacy kawałek dalej Francuzi, Holendrzy, Portugalczycy i Brytyjczycy.
Mieszanka kultur i obyczajów, wszystkich natomiast łączy jedno, zamiłowanie do turystyki rowerowej. Raz do roku turyści spod znaku AIT spotykają się w wybranym wcześniej kraju by wspólnie spędzić tydzień na rowerze.
W tym roku na metę zlotu wyznaczono Hasselt w Belgii a dokładniej mówiąc ośrodek sportowy w Kiewit niedaleko Hasselt.
Jemy kolację i idziemy na spacer po miasteczku zlotowym. Cały czas przybywają turyści, pewnie w tym roku liczba ta przekroczy również 1000.
17.07.2004 sobota
[2004-07]
Juleczka budzi się pierwsza jest zachwycona naszym nowym domkiem z materiału, podskakuje na materacach i nie daje nam spać. Domaga się mleka, musimy wstawać. Robimy śniadanie przygotowujemy rowery i postanawiamy przejechać się po najbliższej okolicy.
Od organizatorów dostajemy mapy regionu z zaznaczonymi szlakami rowerowymi. Liczba ścieżek robi wrażenie jedziemy je przetestować.
Miasteczko zlotowe umiejscowione zostało w ośrodku sportowym w Kiewit pośród sosnowego lasu. Jedziemy kilka kilometrów przez las, ścieżka znakomicie oznakowana, mijamy leśne jeziorka dojeżdżamy do pierwszej miejscowości, ładne domki i sporo zagród ze zwierzętami.
Przeważnie konie i owce. Julia z Elą nie przepuszczają takich okazji. Zaczyna się głaskanie i karmienie, klepanie i dotykanie i tak bez końca, daję w końcu komendę do odjazdu, ruszają niechętnie do rowerów, znowu jedziemy.
Po chwili dojeżdżamy do kanału Alberta, jak się później okaże będzie nam towarzyszył we wszystkich rowerowych wycieczkach.
Pogoda wspaniała, przygrzewa słońce, promienie odbijają się od wody sprawiając, że jest jeszcze cieplej. Przejeżdżamy przez jedną z 6 śluz umieszczonych na kanale.
W następnej miejscowości robimy postój, Juleczka bawi się na placu zabaw a my siedzimy i popijamy sobie colę.
Po godzinie jedziemy dalej mijamy kolejne belgijskie miejscowości, czasem nie wiadomo gdzie kończy się jedna i zaczyna druga. Dużo zieleni, ładne domki z czerwonej klinkierowej cegły.
Dojeżdżamy do Hasselt, jednak zwiedzanie zostawiamy sobie na jutro, przejeżdżamy przez ogród japoński i miejski park, przysiadamy nad małym jeziorkiem. Juleczka zobaczyła pieska i idzie się przywitać, przez jakiś czas rozmawia z właścicielem, jakoś się dogadują podchodzę bliżej i nasłuchuję jak wygląda ich rozmowa.
Mogłem się tego spodziewać, Julcia opowiada o piesku babci - Mikusiu, Belg słucha kiwa głową i mówi do niej po francusku, Julcia przerywa i opowiada dalej, Belg znowu kilka zdań i znowu Julcia, rozmowa trwa kilkanaście minut.
Żegnamy się i jedziemy na obiad. Na kempingu coraz więcej turystów, robi się tłoczno i wesoło. Po obiedzie spędzamy czas w ośrodku sportowym, spacerujemy poznając najbliższą okolice i spotykając starych znajomych.
Wieczorem kolacja w specjalnie przygotowanym przez organizatorów namiocie, do kolacji zespół muzyczny grający covery muzyki rockowej.
Siedzimy sobie przy stoliku do późna sącząc piwko, Juleczka bawi się na pobliskim placu zabaw. Po 10 jesteśmy w namiocie, Juleczka nawet nie myśli o spaniu ma niespożyte siły ten dzieciaczek.
Cieszę się że jesteśmy razem, cieszę się że śpimy w namiocie, praktycznie cały czas jesteśmy na dworze na świeżym powietrzu.
18.07.2004 niedziela
[2004-08]
Ciężko nam się wydostać z namiotu, gdyby nie Julcia spali byśmy do południa. Maluch podskakuje na materacach aż pod sam maszt.
Jest szczęśliwa że śpi w namiocie. Jemy śniadanie i jedziemy do Hasselt to zaledwie kilka kilometrów.
Zwiedzamy miasto, wchodzimy na wieżę kościoła, widać czerwone dachy.
Po południu oficjalna ceremonia otwarcia zlotu ze wspólnym przejazdem uczestników ulicami miasta.
Wieczorem zajęcia własne, kolacja przy muzyce, spotkania ze znajomymi i nieznajomymi.
19.07.2004 poniedziałek
[2004-09]
Na dzisiaj organizatorzy przygotowali kilka tras do wyboru w rejonie "Kempen en Maasland" leżącym na granicy Belgii i Holandii.
Trasy prowadzą przez tereny leśne i malownicze miasteczka.
Dojeżdżamy najpierw do kanału Alberta i kilka kilometrów jedziemy wzdłuż jego brzegów. Pogoda znowu piękna, po drodze mijamy liczne grupy turystów korzystających z propozycji organizatorów, wszyscy pozdrawiają się na trasie.
W końcu przejeżdżamy na drugą stronę kanału i oddalamy się. W Zutendal zatrzymujemy się na obiad.
Juleczka zauważa dużą klatkę z ptaszkami i ma zajęcie przez godzinę.
Po obiedzie znowu pedałujemy, trasa cały czas prowadzi przez las, co jakiś czas mijamy leśne jeziorka, kilka podjazdów i zjazdów na trasie, przeważnie jednak teren płaski.
Z wycieczki wracamy po 19 prosto na kolacje.
20.07.2004 wtorek
[2004-10]
Od samego rana pada deszcz, nie za bardzo chce nam się siedzieć w namiocie. Korzystamy z chwili przejaśnienia i ruszamy na wycieczkę.
Bierzemy nasze peleryny przeciwdeszczowe, Juleczka dostaje dodatkowo gumowiaki. Przejeżdżamy kilka kilometrów i znowu zaczyna padać.
Chowamy się w restauracji. Właściciel, z pochodzenia Turek przysiada się do nas i opowiada o Belgii i o życiu tutaj. Pyta o szczegóły naszego pobytu, korzystamy z okazji i zamawiamy obiad.
Akurat gdy kończymy zza chmur nieśmiało znowu wygląda słońce, nie marnujemy okazji.
Jedziemy dalej, cały czas znakowanym szlakiem, przejeżdżamy przez Hasselt i dalej na południe. Wypogadza się na dobre i już do końca dnia nie spada na nas żadna kropla.
Dookoła łąki, pola i pastwiska rejon typowo wiejski nazywany również ogrodem Limburgii. Delikatnie pofałdowany z kilkoma zamkami, zielonymi sadami, lasami i żywopłotami.
Musimy się pospieszyć jeśli chcemy zdążyć na kolację, dość późno wyjechaliśmy, mimo że przejechaliśmy tylko 45 km zeszło nam do samego wieczora.
21.07.2004 środa
[2004-11]
Tym razem jedziemy na północ, rejon nosi nazwę "Limburgse Kempen" i obfituje w lasy, wydmy i stawy. Najpierw zatrzymujemy się w pobliskim Bokrijk
gdzie zwiedzamy ogromny skansen, pałac i arboretum. Z Borkrijk dalej na północ później ostry skręt w lewo i 10 kilometrów ścieżką rowerową z górki.
Wiatr szumi nam we włosach a my pędzimy w dół mijając rzesze turystów nie tylko zlotowych. Bardzo dużo ludzi jeździ tutaj na rowerach, ludzie starsi i młodzi rodziny z dziećmi, mamy wrażenie że cała Belgia i Holandia pedałuje.
Juleczka pokrzykuje ze swojego siodełka, jest bardzo zadowolona że tak szybko pomykamy.
W miejscowości Helchteren zatrzymujemy się przed zamkiem i zarazem browarem De Dool. Odpoczywamy chwilę i jemy obiad, Juleczka bawi się w piaskownicy z małą Holenderką.
Robi się późno, musimy ogłosić odwrót, jedziemy w kierunku kanału Alberta, nad naszymi głowami zaczynają kłębić się czarne chmury. W oddali dokładnie przed nami widać błyskawice.
Patrzymy na siebie niepewnie, zastanawiając się czy już powinniśmy szukać schronienia, czy jeszcze uda nam się przejechać kawałek.
Przejeżdżamy jeszcze 300 metrów, po obu stronach ścieżki niewielki las, poza tym jedziemy jakimś nasypem zupełnie odsłoniętym.
Po chwili widzimy jak ściana deszczu przesuwa się w naszym kierunku, w ciągu 10 sekund zatrzymujemy się i zakładamy Julci pelerynę, my dzisiaj swoich niestety nie braliśmy :-(
Ulewa trwa 20 minut, stoimy koło naszych rowerów moknąc zupełnie. W końcu deszcz ustaje a zza chmur wychodzi słońce. Wyciągamy z sakwy suche rzeczy, na szczęście nic nie przemokło.
Juleczka obserwuje jak wykręcamy nasze mokre stroje, spod peleryny widać tylko małe oczka, chyba trochę wystraszyła się burzy i ulewy ale chyba najbardziej naszej szybkiej akcji pelerynowej :-)
Jedziemy wzdłuż kanału Alberta do samego Hasselt, rzeczy szybko schną na rowerach. Przed 20 jesteśmy w ośrodku w Kiewit.
22.07.2004 czwartek
[2004-12]
Robimy niespodziankę przede wszystkim Julci i jedziemy samochodem nad morze północne do miejscowości De Haan le Coq. Zatrzymujemy się kilka kilometrów od morza i jedziemy najpierw na krótką wycieczkę
wzdłuż belgijskiego wybrzeża. Ruch spory, pogoda wspaniała. W końcu zamykamy 20 kilometrową pętelkę i idziemy pobyczyć się na plaży.
Julia bryka jak szalona, stęskniła się za wodą i falami. Czas szybko mija, wieczorem wracamy do Hasselt.
23.07.2004 piÄ…tek
[2004-13]
Ostatni dzień naszego pobytu w Belgii, wieczorem wracamy do domu, ale zanim to nastąpi przed południem wybieramy się na 45-cio kilometrową
wycieczkę, tym razem na połódniowy-zachód od miejscowości Hasselt. Zaraz za Kiewit wjeżdżamy w las mijając po drodze wiele leśnych jezior.
Przejeżdżamy przez kanał Alberta i po drugiej stronie krajobraz zmienia się, las ustępuje miejsca łąkom i polom. Dojeżdżamy do Opactwa Herkenrode z XII wieku.
Robimy sobie krótką przerwę i kilka zdjęć. Szutrowa ścieżka rowerowa prowadzi nas dalej w kierunku miejscowości Stevoort. Około 15 jesteśmy w Hasselt, jeszcze spacer
głównym deptakiem miasta i wracamy do ośrodka wypoczynkowego w Kiewit.
Zwijamy namiot i pakujemy wszystkie rzeczy, żegnamy się ze wszystkimi znajomymi i o 22 wyruszamy w kierunku Polski.
Po całonocnej podróży dojeżdżamy do domu.
Podczas tygodniowego pobytu przejechaliśmy ponad 300 km, niewiele to, jednak nie było dla nas najważniejszym pokonywanie
dużych dystansów.
Chcieliśmy przede wszystkim żeby Juleczka dobrze się czuła i żeby jazda z nami sprawiała jej również przyjemność.
Każdego dnia bawiła się na przydrożnych placach zabaw z belgijskimi dziećmi, podczas każdej wycieczki
spędzała sporo czasu wśród zwierząt których w tym rejonie było mnóstwo, co kilka kilometrów mijaliśmy zagrody z końmi, krowami, owcami, kozami czy danielami.
Nie zobaczyliśmy wielu interesujących miejsc które usytuowane zostały zbyt daleko jak na nasze możliwości,
ograniczaliśmy się do najbliższej okolicy Hasselt, najdłuższa wycieczka miała 80 kilometrów a najkrótsza 40.
Mimo udanego pobytu, czuliśmy pewien niedosyt, brakowało nam pięknych krajobrazów którymi mogli byśmy sycić oczy i które zostały by w naszej pamięci na długie lata.
Być może już za rok wyruszymy na prawdziwą wyprawę rowerową, a zatem do zobaczenia na rowerowym szlaku.
Ela, Julia i Tomek
|
 |
|
 |
|
 |
|
|
|